Nigdy nie przejawiałem talentu do handlu. Próbowałem kilkakrotnie – sprzedając pamiątki na straganie, telewizję z internetem przez telefon, kandydowałem nawet na stanowisko agenta nieruchomości. Niestety, sprzedaż nie jest dla mnie.
Zupełnie nie potrafię uśmiechać się na wyrost, rozmawiać z klientem językiem korzyści, modulować głosu tak, aby odczuł potrzebę oddania mi swoich pieniędzy. Sprzedając internet nie byłem w stanie zachwalać modemu, jaki klient miałby otrzymać, wiedząc, jak marny jest to sprzęt. Sprzedając pamiątki nie potrafiłem w żywe oczy kłamać kupującym, że muszle z Filipin pochodzą znad Bałtyku.
Żeby była jasność: nie przechwalam się, bo wcale owej uczciwości nie uważam za zaletę. W ogóle w dzisiejszym świecie pojęcie zalety zupełnie się przedefiniowało. Potrafię się płynnie wypowiadać i mam dość przyjemną powierzchowność, więc gdyby nie to, byłbym pewnie w stanie podbić zarówno branżę ubezpieczeniową jak i nieruchomości. Mając trzydziestkę na karku raczej się już tego nie oduczę.